Budując mój własny 'Minaret'. Joanna Rajkowska

Podczas spotkania ze społecznością muzułmańską w Poznaniu, jakie zorganizowałam z pomocą Krytyki Politycznej w styczniu 2009 roku, w ciasnej sali panowało wzburzenie. Trwał izraelski atak na Gazę i ludzie z trudem wypowiadali słowa, trząsł im się głos i drżały ręce. Byli to zazwyczaj lekarze i inżynierowie z krajów arabskich, emigracja lat 70’, z czasów, kiedy w Polsce kształcili się muzułmanie z bratnich krajów socjalistycznych. Znam Poznań, nie dalej jak pół roku wcześniej, na zaproszenie prezydenta miasta przygotowałam tam projekt publiczny. Postanowiłam przekształcić jeden z nieużywanych kominów, znajdujący się wśród zabudowań przypominających Bliski Wschód w minaret. Komin znajduje się na osi widokowej z synagogą zamienioną w pływalnię (jest to własność Gminy Żydowskiej) i katolicką Bazyliką Archikatedralną na Ostrowiu Tumskim. Postanowiłam użyć formy minaretu, który znam dobrze - z miasta Jenin na Zachodnim Brzegu Jordanu. Powtórzyć jego proporcje, materiał oraz skopiować misterne, kute balustrady i kamienne detale wykończeń. Sprawić, żeby ten fragment Poznania, znajdujący się nieco na uboczu, stał się mirażem Bliskiego Wschodu. Chciałam przekazać mieszkańcom Poznania nieco mojego własnego urzeczenia tamtą kulturą, ale też postawić pytanie, czy są gotowi na przyjęcie tak obcego elementu – obcego religijnie, etnicznie i właśnie - kulturowo. W tej ciasnej salce zrozumiałam, że warto jest ten projekt zrealizować, że jest on istotny. Praca mojego zespołu i pomoc Fundacji Festiwalu Teatralnego Malta doprowadziły latem 2009 roku do publicznej prezentacji projektu, co rozpoczęło trwającą do dziś kampanię skierowaną zarówno za, jak i przeciwko projektowi. Wsparła nas Liga Muzułmańska w Polsce, której przewodniczący Essikh Mohamed Saleh, oświadczył “Minaret to tylko budowla, nie ma żadnego znaczenia religijnego. My wspieramy ten projekt. Bo wyznawcy islamu tu żyją, studiują, leczą w szpitalach, prowadzą interesy. Robimy w Polsce sporo, ale wciąż nas nie widać. Może minaret to zrekompensuje?” Mimo to, paru architektów oraz urzędników miejskich, przy okazji ogłoszenia wyników konkursu na zagospodarowanie terenu wokół interesującego nas komina, wyraziło swój zdecydowanie negatywny stosunek do projektu używając argumentu, że: “(…) realizacja tego zamierzenia: a)jest obca kulturowo b)nakłada się na osie widokowe w kierunku na katedrę i na pobliski budynek dawnej synagogi c)może być odebrana jako prowokacja o charakterze religijnym itd.” Rozpoczęło to falę dyskusji, przy czym jej temperatura sięgnęla zenitu, kiedy głos zabrała polska prawica i ja sama zaczęłam dostawać pogróżki typu: „Minaret jest symbolem religii, która od 1400 lat przeczy zarówno naszej kulturze, jak i podstawowym prawom człowieka.” „Niech nie przenosi pani nam islamu do Europy. Nie trzeba nam religii nienawiści.” Podobno 70% Poznaniaków nie życzy sobie budowy minaretu, na portalu www.fronda.pl przeczytałam: „Nie popełnijmy błędów, jakie przytrafiły się innym miastom europejskim. Nie idźmy drogą stopniowych ustępstw. (…) Wyrażamy nasz zdecydowany sprzeciw minaretom i meczetom, terroryzmowi, barbarzyńskim prawom oraz nietolerancji religijnej.” Fala z drugiej strony była jednak równie wysoka: Fundacja Malta protestowała: “Projekt „Minaret” jest symbolicznym gestem pokazującym, że rzeczywistość Polski, Poznania nie jest zamknięta homogeniczną zoną, gdzie wszystko, co przekracza jej granice jest elementem „obcym kulturowo” i (w domyśle) szkodliwym, zagrażającym.” Z kolei Le Monde Diplomatique – polskie wydanie, zauważał celnie: “(…)nie sposób oddzielić wojenki jaką wydano projektowi minaretu w Poznaniu od prawdziwych wojen jakie wydajemy prawdziwym minaretom w krajach odległych o tysiące kilometrów od stolicy Wielkopolski. Być może najlepszym kluczem do zrozumienia reakcji na projekt Rajkowskiej jest fakt, że w niezamierzony sposób przypomina on o naszym udziale w agresjach zbrojnych przeciw krajom muzułmańskim.(…) Społeczeństwo, które myśli o sobie jedynie jako o niedocenionej ofierze złej historii nie przyjmuje do wiadomości, że od lat, czynnie stoi po stronie zwycięzców: katów, okupantów, agresorów. Prawda o „stabilizacyjnych” wyczynach polskiej armii nad Tygrysem i Eufratem oraz w górach Hindukuszu byłaby przecież trudna do zniesienia, gdybyśmy nie stworzyli sobie muru bezpieczeństwa z ignorancji i niewiedzy. Dążenie do utrącenia projektu minaretu i zastosowane przy tym argumenty wyrażają chęć zachowania i umocnienia takiego właśnie muru.” Teraz, po ogłoszeniu wyników szwajcarskiego referendum będzie mi jeszcze trudniej postawić minaret. tekst opublikowany w: http://www.guardian.co.uk/ 19.12.2009