Joanna Rajkowska w rozmowie z Łukaszem Zalesińskim

-Najbardziej banalne - skąd pomysł? Ze spacerów po Poznaniu, gdzie na dwumiesięczny pobyt zaprosił mnie pan Prezydent Ryszard Grobelny, z obserwacji okolicy Warty, badaniu osi widokowych, rozmów z ludźmi oraz wspomnień z pobytu w teatrze w obozie dla uchodźców w Jenin na północnym krańcu Zachodniego Brzegu. Pomysł nie był wynikiem spekulacji, był raczej rezultatem niemożności poradzenia sobie z pamięcią, z natłokiem obrazów i zapisaną w nich traumą. Decyzja o realizacja zapadła we mnie po spotkaniu ze społecznością muzułmańską w styczniu tego roku zorganizowanym przez Krytykę Polityczną. -Co w tym projekcie jest najważniejsze? Czy to żeby minaret powstał, czy też może wystarczy, jak sam projekt wywoła dyskusję? Moje projekty działają zupełnie inaczej, gdy są zrealizowane, dyskusja przenosi się wtedy na inną płaszczyznę. Działa ich zmysłowość, działa kolor, skala, materiały. Czasem cieszą ludzi na czysto wizualnym poziomie. Więc lepiej dla naszych rozmów byłoby gdyby odbywały się w kontekście faktycznego projektu. To jest trochę tak, jakby mówić o człowieku, którego zabrakło na spotkaniu. Jego fizyczna obecność zmienia tok rozumowania. -Co Pani może odpowiedzieć krytykom? Fundacja św. Benedykta twierdzi, że próbuje Pani zagrać na nosie katolikom za pieniądze katolickich podatników. W swoim blogu dziennikarz Eli Barbur skrytykował Panią z kolei za to, że projekt odwołuje się do meczetu w Dżeninie, skąd wysyłano do Izraela zamachowców-samobójców. I wreszcie - Stowarzyszenie Architektów Polskich wytyka, że projekt nie komponuje się z tą częścią miasta i nie przedstawia sobą wartości artystycznej. Zacznę może od ostatniego zarzutu, precyzując jednocześnie – SARP, a dokładnie „Sąd Konkursowy uważa, że realizacja tego zamierzenia: jest obca kulturowo”, co jest argumentem wagi ciężkiej, a dopiero w ostatnim punkcie pisze, że „nie posiada żadnych istotnych walorów artystycznych związanych z wydarzeniami kulturalnymi miasta Poznania”. Protest środowiska związanego z SARP-em wynika z lęku przed „kulturowo obcymi”, z próby stworzenia monopolu na polskość rozumianą jako zjawisko homogeniczne kulturowo, religijnie i etnicznie. A Polska, co wydaje się oczywiste, jest również gejowska, żydowska, muzułmańska, ukraińska i niemiecka, Polska jest we wszelkich odcieniach i we wszystkich odmianach. I całe szczęście. Wszyscy ci ludzie, którzy uważają siebie za Polaków i są jednocześnie odmienni kulturowo, jakkolwiek byłoby trudne współżycie z nimi, są bogactwem tego kraju. Tak uważam, mając za sąsiadów buddystów, którzy nienawidzą Turków, i Żydów, którzy są jednymi z najsympatyczniejszych ludzi w kamienicy. Ostatni argument SARPu jest dość mętny, bo festiwal teatralny Malta jest wręcz hodowlą elementów kulturowo obcych i jednocześnie najbardziej rozpoznawalną marką kulturalną Poznania. Eli Barbur jest gorącym orędownikiem izraelskich operacji zbrojnych, których ja entuzjastką nie jestem. Na marginesie dodam, że właśnie dzisiaj Amnesty International ogłosiło raport, w którym twierdzi, że wojsko izraelskie popełniło zbrodnie wojenne podczas styczniowej operacji zbrojnej na terenie Strefy Gazy. Nie sądzę jednak, żeby to było przyczyną, dla której należy protestować przeciwko zbudowaniu jakiejś synagogi, domu modlitwy czy mykwy. Wręcz odwrotnie, im więcej w Polsce będzie czynnych synagog tym lepiej. Wszelkie ataki na ludność cywilną, w tym ataki samobójcze, jakich Palestyńczycy dokonywali w Izraelu są niedopuszczalne. Nie stoję po stronie jakichkolwiek zbrodni i jakiejkolwiek przemocy. W Jenin nie mieszkają sami terroryści, mieszkają tam przede wszystkim ofiary izraelskiej przemocy. Przypomnę, że jest tam obóz dla uchodźców, założony 5 lat po proklamacji państwa Izrael i pozbawieniu ok. 750tys. ludzi domów, majątków i środków do życia. Dodam jeszcze, Eli Barbur popełnia ten sam błąd jaki posłanka Halina Nowina-Konopka i poseł Witold Tomczak popełnili w Zachęcie. Oni podnosili meteoryt z rzeźby Jana Pawła II sądząc, że owa figura jest papieżem. Poznański minaret to nie minaret, to architektoniczny znak minaretu. „To nie jest fajka” jak pisał Michel Foucault. Oburzenie Eli Barbura jest prawdopodobnie odbiciem jego realnego lęku przed muzułmanami. Chcę również uspokoić fundację św.Benedykta, że nie chce nikomu grać na nosie a podatników mamy wszelkich – nie tylko katolickich. Symboliczny poznański minaret pozbawiony jakiejkolwiek religijnej funkcji nie jest projektem konfrontacyjnym ani wobec katolicyzmu ani judaizmu, a islam niekoniecznie musi być wrogi katolicyzmowi. Projekt „Minaret” jest dla nas, żebyśmy mogli, rozpoznając i próbując przyswoić na nowo fragment miasta Poznania zrozumieć gdzie jesteśmy wobec wszelkich obcych i nietutejszych. Rzeczpospolita 03.07.2009