Joanna Rajkowska w rozmowie z Pauliną Olszewską

Dlaczego właśnie historia Mai Gordon?

Spotkałam Maję Gordon parę lat temu na jednej z wystaw, potem ponownie w 2004 (chyba) roku. To drugie spotkanie było mocne. Maja była bardzo krótko w Polsce i potrafiła intensywnie przeżywać każdą chwilę pobytu, każde odwiedzane miejsce. Mówiła np - "Nowy Świat!" i to był zupełnie inny Nowy Świat niż zazwyczaj. Kiedy z nią przebywałam, ulegałam jej emocjom. To były takie wzmacniające widzenie okulary... Pomyślałam, że chciałabym te okulary założyć innym ludziom. Maja chciała jechać na Śląsk, znaleźć dom, w którym się wychowywała (Gliwice), i w którym się urodziła (Chorzów). Pomyślałam, że to dobry pretext, żeby przejechać z nią przez Polskę pociągiem, żeby te okulary objęły nie tylko Warszawę ale i Śląsk. Zdałam sobie również sprawę, że Maja będzie musiała jakoś zderzyć się z ludźmi, z niewygodami i polską, przaśną rzeczywistością. Bo co innego jest siedzieć u Bliklego i mówić o Śląsku a co innego wsiąść do pociągu i przejechać kilometry w poszukiwaniu jakiegoś domu. Projekt się rozrastał, bo - pomyślałam - skoro już Maja będzie w Warszawie, to może warto uczynić film jedynie pretekstem do dłuższego pobytu Maji w Polsce, do prawdziwej konfrontacji z idealizowanym krajem jej dzieciństwa. Ostatnim wątkiem była tęsknota Maji do jakiegokowiek twórczego życia. Polska była dla niej miejscem, gdzie będzie mogła - wreszcie - po tylu latach nieróbstwa, zrealizować parę projektów. Bo powietrze tu jest "twórcze".

Kim jest Maja Gordon?

Maja Gordon wyjechała z Polski w roku 1957, jedenaście lat przed masowym exodusem polskich Żydów. Miała 10 lat. Mieszka w Amsterdamie. Nigdy nie nauczyła się dobrze mówić po holendersku. Mówi po hebrajsku, polsku i angielsku. Jest artystką, ale niewiele pracuje. Celebruje życie, mieszka w wielkiej, pięknej pracowni w centrum Amsterdamu, opiekuje się umierającymi na AIDS przyjaciółmi, urządza żydowskie i katolickie święta dla swoich znajomych. Gotuje i to świetnie. Rozmawia przez telefon, głównie po hebrajsku. Mówi o sobie samej - "food processor" i muszę przyznać, że ma trochę racji. Mówi też, że jest karykaturą samej siebie - i tu już nie byłabym taka pewna... Maja spędza czas. Przejada go, bawi się, szuka przyjemności, ale i w sposób dość dramatyczny szuka kontaktu z ludźmi, szuka kochanka - może już ostatniego w jej życiu.

Jest też osobą zrozpaczoną, która zdaje sobie sprawę, że przestała walczyć, że jej się nie chce - i przyzwala na latami trwające nieróbstwo i hedonistyczne spełnianie nieomalże każdej zachcianki. Jest szesnastolatką w skórze dojrzałej kobiety. Jednocześnie jest wierną przyjaciółką, która jak rzadko kto troszczy się o swoich bliskich, martwi ich zmartwieniami i poświęca im mnóstwo czasu.

Czego ona oczekiwała od tej podróży?

Maja chciała coś przeżyć. Chiała odkurzyć sobie pamięć, wzruszyć się, poczuć coś. Chciała też zrobić film - w podpisach Maja figuruje jako współautor. Tak się umówiłyśmy, była to dla niej kwestia ambicjonalna. A ja naprawdę przez chwilę uwierzyłam, że Maja jest w stanie popracować ze mną przez parę miesięcy.

Czego ty oczekiwałaś od tej podróży?

Ja miałam być chirurgiem, cięłam, próbowałam znaleźć zrakowaciałą tkankę, miałam dokonać resekcji, patrzeć jak płynie krew i zszyć z powrotem. Oczekiwałam infekcji, powikłań i wreszcie ozdrowienia. Operacja miała być bez znieczulenia. Miało boleć i Maja miała krzyczeć. Taka potrafię być naiwna :)))

Poważnie - chciałam zobaczyć jak Maja reaguje na Polskę.

Dlaczego właśnie ten temat? Czy to "przypływ chwili", jednorazowy pomysł, który narodził się w wyniku jakiegoś impulsu, czy też próba odpowiedzi, dyskusji na jakiś temat polemika z kimś/ czymś?

Nie, nie jest to jednorazowy pomys, od paru lat - począwszy od "Pozdrowień z Alej Jerozolimskich" pracuję nad tematem ciężkiej pamięci o tym co działo się między Polakami a Żydami. Pamięć powraca, daje o sobie znać jak każda nieprzepracowana trauma. I będzie dalej powracać w coraz bardziej zdegenerowanej formie. Wciąż pojawia się w rozmowach, plotkach, dowcipach, w jakiś ciężkich i niezrozumiałych rytuałach, w zapiekłej czasem niechęci. Ta pamięć obciąża nas i obciąża miejsca. To jest jak zatrute powietrze, które nie pozwala swobodnie oddychać. I dopóki się z tym nie uporamy, to nie dam nam spokoju.

Czy było coś co zaskoczyło Cię w trakcie tego projektu, albo czy wszystko było tak jak myślałaś/ z grubsza zaplanowałaś?

Wszystko mnie zaskoczyło. Ten film stał się filmem o porażce.

Czy Maja Gordon dojechała do Chorzowa?

No, dojechała, owszem.

W pewnym momencie, jak idziecie na Litewską pojawia się motyw liczenia kroków, który nigdzie indziej potem nie jest kontynuowany. Czy to był jakiś szerszy zamysł?

Nie. Był to pomysł na zbadanie odległości między mieszkaniem czasów dzieciństwa - na Litewskiej i mieszkaniem, które Maja wynajęła - na Pięknej. Odległość niby nieznaczna, coś ponad tysiąc kroków, ale jednocześnie ogromna. I jak się okazało nie do pokonania.

Mai Gordon nie udaje się wejść do żadnego z mieszkań do których dociera. Czy to też był Twój zamysł, żeby nie "zapowiadać wcześniej Waszej wizyty"? Czy raczej specjalnie, żeby jeszcze bardziej zderzyć Maję z rzeczywistością? Wzbudzić w niej jakieś uczucia żalu, gniewu etc.

Robiłam film dokumentalny, puściłam rzeczy na żywioł. Albo Maja wejdzie, albo nie... Oczywiście, że chciałam, żeby Maja coś poczuła. O tym miał być ten film - o zderzeniu. Ale stał się filmem o tym, że nic się nie wydarzyło.