To jest nasz konflikt

2009, Gazeta Wyborcza, sobota - niedziela, 31 stycznia - 1 lutego 2009

Żeby cokolwiek się na tej planecie zmieniło, musimy zajmować stanowisko. Nie oznacza to, że tracimy z pola widzenia niuanse, odcienie i subtelności sytuacji, do której się odnosimy. Problem w tym, że postulat widzenia niuansów jest wysoce wątpliwy w sytuacji ataku militarnego, w sytuacji kolosalnej dysproporcji sił, kiedy w ciągu trzech tygodni dni morduje się niemal 1500 osób. Mowa oczywiście o izraelskim ataku na Strefę Gazy. Postanowiłam odpowiedzieć na artykuł Pawła Smoleńskiego na temat spotkania "Palestyna, Palestyna. Konflikt, okupacja, apartheid“, które zorganizowałam we współpracy z Krytyką Polityczną i Klubem Chłodna 25, 12 stycznia 2009 roku, bo jestem poruszona postawą autora. Artykuł nosi tytuł "Modne pro“ i towarzyszy mu zdjęcie z podpisem "demonstracja propalestyńska i antywojenna, Warszawa, 11 stycznia“. Widać na nim gniewne, wykrzywione krzykiem twarze ludzi niosących transparenty i flagi Palestyny. Nie ma zdjęcia ze spotkania na Chłodnej, które miało zupełnie inny ambient. Hebron, arabskie sklepy zamknięte przez Izraelczyków "Źle się czuję, gdy słyszę, że ktoś jest "pro“, zaczyna się tekst. "Gdyż zdaje mi się, że bycie "pro“ zamyka oczy i wyłącza zmysły.“ I dalej: "A to przerażające zdjęcie - pośmiertne całuny, jaśniutkie, prawie białe, a w nich dzieci malutkie, z wyrazem bólu lub błogiego spokoju na twarzach? To obraz potomstwa jednego z przywódców Hamasu, który postanowił zostać w domu, mimo że izraelskie ulotki ostrzegały: uciekaj razem z rodziną, bo dom, z którego strzelają do nas rakietami, gdzie jest siedziba terrorystów/bojowników, będzie zniszczony. (…) Myślałem patrząc na to zdjęcie - kto tak naprawę zabił te dzieci. Izraelskie rakiety? A może ojciec, który mimo ostrzeżeń postanowił, że nie będzie uciekać? I tak mi się zdaje, że zabójcą jest również ojciec.“ Mój pradziadek w czasie powstania warszawskiego odmówił zejścia do piwnicy, kiedy spadały bomby. W owej piwnicy schroniło się trzysta osób, w tym mój ojciec ze swoją matką, moją babcią. Z tych trzystu osób nie udusiło się tylko 30, które odkopano po 24 godzinach. Pradziadek przeżył. Siedział w ocalałym rogu kamienicy na Marszałkowskiej i czytał przy karbidówce gazetę. A jeśliby nie przeżył, to znaczy, że zginął ma własne życzenie? Czy te 270 uduszonych ludzi też umarło na własne życzenie dokonując złego wyboru? Gaza to klatka. Nie ma tam bezpiecznego miejsca, nie ma dokąd uciekać. Można spróbować przeskoczyć mur, ale jest to pewna śmierć. Armia izraelska może sobie darować drukowanie i zrzucanie humanitarnych ulotek. Paweł Smoleński usilnie nawołując do widzenia "złożoności kultur, idei, aspiracji i historii“ wpada w pułapkę cynizmu. Być może to jest właśnie efekt wygodnego wycofania, wygodnego, bo - paradoksalnie - przyznającego po cichu rację stronie silniejszego. Kiedy jedni ludzie eksterminują innych, bardzo wygodnie jest mówić o tym, że nie należy być "pro“, bo tym samym jest się "pro“ strony, która wykorzystując naszą bierność i brak reakcji swoją przemoc egzekwuje. Hebron, izraelskie punkty kontrolne Organizacja terrorystyczna, potomstwo jednego z przywódców Hamasu, siedziba terrorystów/bojowników, oś zła, walka z terrozyzmem. Na poziomie języka likwidujemy obecność ludzi, których te słowa określają. Nadajemy im jakość elementów do kasacji. Dlatego Smoleński pisze - "dzieci malutkie (…) to obraz potomstwa jednego z przywódców Hamasu“, a jako taki, obraz jest do odstrzału. Smoleński uważa, że Palestyńczycy powinni zapomnieć o prawie powrotu. Gorąco namawiał gości z Chłodnej - Samira Ismaila, prezesa Ligii Muzułmańskiej w Polsce i Tareqa Jacouba na "zaakceptowanie niesprawiedliwości“. Podobno milczeli. Argumentuje to przypadkiem Niemców, którzy już nie wrócą do swoich domów na Mazurach. Niemcy jednak nie są przez Polaków trzymani w obozach dla uchodźców, w Bawarii nie ma sieci polskich checkpointów i nie wydajemy Niemcom przepustek, żeby udali się z Berlina do Norymbergi. Co więcej nie wyburzamy im domów, nie otoczyliśmy ich terytorium murem i nie oznaczyliśmy głównych dróg "tylko dla Polaków“. Tak więc argument o przegranej przez Palestyńczyków wojnie sam w sobie nie jest wystarczający. Ponieważ zostałam wezwana przez Smoleńskiego do tablicy, cytowana z imienia i nazwiska, czuję się w obowiązku odpowiedzieć na ten przedziwny, prześmiewczy raport ze spotkania żeby wyprostować pewne fakty. Na Chłodnej faktycznie nie było oponentów, to prawda. Kanapa, choć wcale nie siedziałam na kanapie, i sala mówiły jednym głosem. Stało się tak dlatego, że ci o innych poglądach nie przyszli. Mimo zaprosin. Na blogu Klubu na Chłodnej pozwolili sobie za to na ciekawe komentarze - "…nazywanie Izraela państwem stosującym państwową, rasistowską politykę segregacji i dyskryminacji jest już tak obrzydliwym i obraźliwym wymysłem, że nie jestem w stanie przejść nad tym do porządku dziennego. Na Chłodną przychodzi przecież mnóstwo Izraelczykow. Robienie czegoś takiego jest po prostu nie fair“. A obok tego -"jebać aktywistów“ itd. Być może trudno to przyjąć do wiadomości, ale Izrael od lat stosuje praktyki segregacji i dyskryminacji ludności palestyńskiej. Trzeba oczywiście rozróżnić status Palestyńczyków mieszkających w Izraelu, którzy cieszą się teoretycznie względną równością (prawo ślubne jest tu niechlubnym wyjątkiem i stosowanie tego prawa de facto jest praktyką apartheidu), tych którzy mieszkają we wschodniej Jerozolimie i w końcu - na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy, czyli ludzi pozbawionych większości praw. Ci ostatni nie mają obywatelstwa izraelskiego. Są natomiast poddani izraelskiemu prawu i mają dowody tożsamości wydawane przez Autonomię Palestyńska - za zgodą władz izraelskich. Nie mają rzecz jasna prawa głosowania, nie mają prawa swobodnego poruszania się. Ich domy nierzadko są wyburzane, dostęp do pól uprawnych i źródeł wody pitnej - uniemożliwiany. W praktyce żyją w zamkniętych gettach i enklawach. W 2005 roku IDF zabroniło Palestyńczkom korzystania z głównej drogi Zachodniego Brzegu. Blokada się rozszerza i w tej chwili nie można korzystać z większości dróg, bo są one przeznaczone dla Izraelczyków. System utrudnień biurokratycznych związanych z poruszaniem się, budową infrastruktury oraz blokada dróg skutecznie hamują wszelką aktywość - zarówno tą związaną z handlem i pracą, jak dostępem do szpitali i przychodni, szkół, uniwersytetów, ośrodków kultury. Problemem się stają nawet odwiedziny przyjaciół i krewnych. Od 2002 roku wokół Zachodniego Brzegu i Gazy rośnie mur, który jest najbardziej widomym znakiem odgrodzenia obu społeczności. Nie jesteśmy "modni“. Kim zresztą jesteśmy my? W Warszawie jest modnie być Żydówką/Żydem. Z jednej strony jest to wzruszające, ten głód inności, egzotyka nieznanej kultury w kraju, w którym przerażająca większość jest nieróżnicowana, biała, katolicka. Jesteśmy tak podobni do siebie, że jak mówił Sławomir Sierakowski w filmie Yael Bartany "Mary koszmary“, nie możemy już na siebie patrzeć. I wszyscy tęsknimy za Polską odmienną, kolorową, żydowską, łemkowską, jakąkolwiek, byle różną. Znam wielu ludzi z gminy żydowskiej, chodzę z nimi na imprezy, niektórzy są moimi bliskimi przyjaciółmi. Dlatego przeżyłam wstrząs, kiedy zdałam sobie sprawę ilu z nich popiera Izrael we wszystkich jego poczynaniach, w tym atak na Gazę. Dziwię się tylko, że zapominają o jednej z najpiękniejszych tradycji polskiego żydostwa - o Bundzie czyli Powszechnym Żydowskim Związku Robotniczym na Litwie, w Polsce i Rosji, i o jego lewicowym i antysyjonistycznym charakterze. O całej przebogatej, kolorowej historii antysyjonizmu, o pierwotnie antysyjonistycznym charakterze Agudat Izrael czyli Agudy, albo o fołkistach. I może przede wszystkich o tym, co powiedział bundysta Marek Edelman Icchakowi Cukiermanowi zaproszony do kibucu: Nie można własnego szczęścia budować na nieszczęściu innych. Ja dalej, mimo wszystko, jestem przekonana, że bycie Żydówką/Żydem to rodzaj kondycji psychicznej, czujności, wrażliwość na przemoc dokonywaną na innych a nie bezwarunkowe poparcie dla polityki Eretz Izrael. Dla mnie Gaza to osobista cezura, wyostrzenie obrazu społeczeństwa, do którego przynależę, społeczności, która jest mi bliska. Jakiś prywatny, choć może nie do końca prywatny 1968. Być może trzeba mi było konfliktu w Gazie, żeby zrozumieć czego od państwa oczekuje polskie społeczeństwo i jakiego rodzaju praktyki wobec "innych“ popierają ludzie w tym kraju. Mam wrażenie, że tekst Smoleńskiego został skonstruowany tak, żeby przekonać czytelników o pewnej tezie. Tłustym drukiem, na dole, zostało to wyrażone wprost: "Dźwięczy mi tutaj echo opinii przed lat. O spisku i żydowskich bankierach, o konspiracji oplatającej świat, o tych obcych, groźnych, podstępnych, dwulicowych.“ Niech Panu nic nie dżwięczy, bo to powidok nieobecnego. Jesteśmy pokoleniem po Jedwabnym. Znamy i rozumiemy dogłębnie polską winę wobec Żydów. W debacie o Gazie nigdzie nie słyszałam wątków antysemickich (zarzut jest absurdalny bo Palestyńczycy to też Semici). Jeśli cytuje je prasa prawicowa, to nie potrzebuje do tego ataku na Gazę. Proszę uwierzyć, choć dziwne jest, że po "Pozdrowieniach z Alej Jerozolimskich“ i po "Dotleniaczu“ muszę Pana do tego przekonywać - moje zaangażowanie to zaangażowanie człowieka, który czuje się za to co się dzieje współodpowiedzialny. Chociażby przez to, że naszym - polskim i europejskim udziałem jest kształt państwa Izrael, jego praktyki, jego apartheid, jego zbrodnie wojenne i jego stosunek do własnych innych.